poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Jeszcze o Apocalypse World - tym razem o moim prowadzeniu.

Przemyślałam temat tego, jak odmienna może być moja percepcja Apocalypse World - jako gry, którą chcę prowadzić - od tego, jak odbierają tę grę osoby, które mają spore doświadczenie jako MG.

Muszę oczywiście ze szczerością przyznać, że moje spostrzeżenia są całkowicie subiektywne i opierają się w większości na luźnych obserwacjach oraz wnioskach, które wcale nie muszą być prawdziwe.

Różnice w odbiorze nie wydają się aż tak wielkie, kiedy już mam za sobą kilka sesji.
Jednak nadal tym, co jest dla mnie zarówno największą zaletą, jak i w pewnych momentach wadą - jest brak punktu odniesienia, właśnie ten brak wcześniejszych doświadczeń. Dzięki temu nie mam pewnie złych nawyków, jasne - ale też wszystkiego muszę uczyć się od początku.



Czy Apocalypse World to ułatwia? I tak, i nie. Podejrzewam, że gdybym wcześniej nie uczestniczyła w sesji AW jako gracz, za cholerę nie wiedziałabym, jak to poprowadzić. Weźmy na przykład takie tworzenie frontów przed drugą sesją - ok, mam wypełnioną kartkę z 1 sesji. (dopiero potem uświadomiłam sobie, że za mało na niej notowałam, ale tu akurat Vincent uczulał, żeby spisywać co się da, więc jestem sama sobie winna).
Dobrze, myślę nad tworzeniem moich pierwszych frontów. I żałuję, że więcej o nich nie ma w podręczniku. Jest nawet jakiś przykładowy front, ale nie jest napisany "krok po kroku". Znów, mało wyjaśnień. Trochę pomogły mi moje rozmowy z nidem i Paradoksem. Nawet próba rozszyfrowania notatek nida z ostatniej sesji, którą u nas prowadził.
A i tak czułam się cholernie zagubiona.

Mam wrażenie - oczywiście, poprawcie mnie, jeśli się mylę - że ktoś z doświadczeniem jako MG po prostu usiądzie i te fronty rozpisze, bardziej myśląc o fabule, niż o tym, czy tego i tego NPCa wrzucić do tej kategorii, czy innej (ba, nawet będzie prowadził z niedokończonymi frontami). Ja napisałam fronty, robiąc to metodą prób i błędów. Zmieniając je kilka razy, zanim były gotowe. Przepisując fragmenty na ostatnią chwilę, w środku sesji.
Podejrzewam, że kolejnym razem będzie już łatwiej. Może nawet uda mi się rozpisać jakiś "overall countdown" dla któregoś z frontów.

Dalej, fikcja decyduje, tak? Mam wrażenie, że to zasada zdecydowanie dla doświadczonych MG. Ja wolę ostrożnie badać, na jak wiele mogę sobie pozwolić. Niektóre sceny wręcz uzgadniam z graczami, patrząc, czy to kupują.
Daleko mi od takiego sposobu prowadzenia, jaki prezentuje Vincent, dając przykłady w podręczniku. Wiem, to kwestia indywidualna, ale, wciąż.
Gra nie działa dla mnie na "autopilocie". Próbuję tworzyć historię, rozpraszam się na szczegółach.

Nie mam odniesień - nie myślę o Apocalypse na sposób: "ta gra jest trochę jak tamto z elementami tego jeśli by dodać to i to". Cenię sobie swoje czyste spojrzenie. Porównuję to z podejściem Paradoksa, który jako MG często woli zrobić coś po swojemu, niż odnieść się do podręcznika. Ja zaglądam tam, albo na forum, wreszcie - podpytuję i molestuję, kogo się da. Chcę mieć pewność, że moje zrozumienie procedur jest "czyste". Podręcznik daje zrozumiałe i jasne procedury - ale to nie gwarantuje tego, że będę wiedziała, co z nimi zrobić.

Apocalypse World wręcz prosi o moją miłość. Trudno nie pokochać zarówno grania, jak i prowadzenia. Ba,  prowadzenie spowodowało u mnie większy dreszczyk. Jestem po właściwej stronie stołu, ha ha. A jednocześnie wiem, że zdarzą się złe rzeczy, i trochę zazdroszczę graczom. Nie czuję się jednak przytłoczona. Zawsze wydawało mi się, że to takie obciążające i wyczerpujące zajęcie, być MG. Teraz żartuję sobie z graczami, śmieję się z głupich scenek. Czuję trochę nerwów i presji, ale bez przesady.

Nie umiem jeszcze stosować się do zasady "respond with fuckery". To najtrudniejsze. Moje fronty rozpędzają się powolutku, rosną w siłę. Nie są mocno wymierzone w graczy. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem sytuacji, podbicia naturalnie staną się coraz silniejsze. Póki co, motyle machają skrzydełkami ile sił, ale huragan majaczy daleko, daleko na horyzoncie.

Podoba mi się zasada szczerości i jej rozwinięcie: "Always be scrupulous, even generous, with the truth." Chyba wręcz przesadzam z tym. Z drugiej strony, brakowało mi tego trochę, kiedy byłam graczem.

Ruchy MC nie są dla mnie jeszcze intuicyjne. Rozumiem je, ale nie zawsze potrafię zastosować. Nie przejmuję się tym, póki opowiadam - większość z tego podpada pod któryś z ruchów, albo nawet pod kilka z nich. Ale kiedy gracz peszy rzut - muszę mocno zastanowić się, co teraz. Wszystko zależy ode mnie i nie potrafię jeszcze sobie z tym radzić.

W mojej własnej ocenie, łatwo przychodzi mi tworzenie trójkątów PC - NPC - PC; myślenie tym schematem. Lubię odgrywać NPCów, bo wtedy mam okazję zobaczyć postać gracza z innej strony - za każdym razem innej, jeśli to inny NPC. Uwielbiam obserwować wzajemne powiązania, siatkę relacji.
Kiedy odgrywam jednego z NPCów, na moment koncentruję się tylko na nim. Nie patrzę z większej skali, patrzę jego oczami. Muszę potrafić wyobrazić sobie jego myśli, uczucia, pragnienia. Mam wrażenie, że doświadczeni MC traktują NPCów bardziej instrumentalnie. W końcu w tym systemie nie warto się do nich przywiązywać, łatwo giną. Nie jestem pewna, czy to potrafię. Mam nadzieję, że nie cierpią przez to gracze.
Nie chcę, aby ich postacie występowały na tle postaci dwuwymiarowych. Ale nie chcę też nikogo zsuwać na dalszy plan. Moi NPCe proszą o swoje 5 minut, o blask reflektorów. Zanim rozbłysną i znikną w płomieniach, i nie zostanie po nich nawet popiół.
To raczej nie jest "looking through crosshairs". Dlaczego niby miałabym chcieć to robić? Niedługo może zrozumiem.
 
Zdaję sobie sprawę, że muszę się nauczyć myśleć o kilku rzeczach na raz. Ucinać sceny dialogów, które nie prowadzą do niczego konkretnego. Agresywnie wrzucać sceny i wyraźnie zaznaczać ich początek i koniec.
Robić te rzeczy, które czasem denerwowały mnie, kiedy to ja byłam graczem. Teraz to rozumiem.


Trudno mi wyobrazić sobie, jak odbierałabym Apocalypse World,  gdybym wcześniej prowadziła inne gry. Tym, co nie do końca koresponduje z moim wewnętrznym poczuciem "tego, co chcę robić na sesji", są dwie podstawowe rzeczy - "barf forth apocalyptica" i "respond with fuckery". A może chodzi o to, że moje własne "fuckery" po prostu przybierze inny kształt?

1 komentarz:

  1. Nie ma nic złego w sympatii do swoich NPCów, głębokiej z nimi znajomości, rozumieniu, etc.

    Ważne jest tylko to, żeby ta sympatia do NPCów nie spowodowała złamania któregokolwiek z pryncypiów MC; to nie oni są bohaterami opowieści, nawet jeżeli są fajni, nawet jeżeli naszym zdaniem mają rację, etc. Trzeba ich pochować i wygenerować wynikające z fikcji konsekwencje ich zniknięcia, wraz z nowymi fajnymi NPC.

    OdpowiedzUsuń