wtorek, 24 sierpnia 2010

Seacouver, Sesja IV

Zaskoczyła mnie mocno tendencja zwyżkowa - ta sesja (19.08, notuję datę dla porządku) również była lepsza od poprzedniej. Oby udało się tendencję utrzymać - w końcu mam do przygotowania (się do) następnej sesji sporo czasu, ale muszę też wykombinować, jak wprowadzić ostatniego gracza.


Po raz kolejny, rozpoczęliśmy dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyliśmy poprzednio. Dla niedoświadczonego MG - jakim, jak już wspominałam, jestem - jest to konieczna konieczność. Dlaczego? Raz, pozwala mi to w naturalny sposób zrobić krótkie powtórzenie tego, co się działo pod koniec ostatniej sesji. Dwa, unikam w ten sposób nieporozumień i upewniam się, że wszyscy wskakują do gry w tym samym momencie, w którym z niego wyskoczyli. Zauważyłam, że pod koniec moje "podbicia" słabną - zmęczenie? - a gracze słabo się skupiają lub dostają głupawki.



Wracając do fabuły - gracze podążyli w głąb starej kopalni - po małej naradzie, postanowili zostawić na powierzchni Fostera, aby zabezpieczał tyły.
Z czekającymi na nich pod ziemią zagrożeniami poradzili sobie dość dobrze - począwszy od korytarza pełnego min domowej roboty, poprzez szukanie przejścia w labiryncie, walkę z grupą "zombie" (dziwne twory powstałe z połączenia trupów i hi-techu); aż do konfrontacji z władcą podziemnego labiryntu. Nie była to walka, a właśnie konfrontacja - dziwna istota, nazywająca sama siebie "Blueprint", oddała im ludzi po których tu przyszli (przypomnienie - zaginionych dwóch członków "Rodziny") właściwie bez walki, na koniec - pozwalając się zabić, a wręcz - prowokując McKenziego słowami: "odeślij mnie do domu".
 Zanim jednak granat McKenziego dokonał swojego dzieła, TiM zdążył się jeszcze dowiedzieć, że jego zaginiona żona - Aya - jest w Seacouver. Lauryn zaś poszukała odpowiedzi w maelstromie i zobaczyła, że to nie jest pułapka - raczej pewnego rodzaju test (dziwna istota zdawała się zaciekawiona, i najwidoczniej nie obawiała się unicestwienia).

Gracze wydostali się na powierzchnię - kosztem niewielkich ran, za wyjątkiem TiMa, który próbował jeszcze czegoś szukać i został poturbowany przez uciekających w panice niewolników - prosto na spotkanie grupy gangerów Fostera. Obyło się bez walki - McKenzie wraz z Lauryn podążyli w kierunku dymu na horyzoncie, wydobywającego się dokładnie od strony jego domostwa. Krótka strzelanina z "dzikimi", aby osłonić odwrót uciekinierów, wśród których była rodzina McKenziego - znamienny moment, w którym Lauryn i McKenzie wyminęli zepsuty wóz, nie pomagając pasażerom niefortunnego pojazdu - krótka scena już po powrocie do holdu, kiedy Lauryn zmusiła TiMa, aby udał się do tutejszego medyka. McKenzie, opiekujący się swoją rodziną - ciężko ranna, najstarsza córka ledwo to przeżyła, najmłodsza nie miała tyle szczęścia - dobra scena, kiedy prowadził żonę i syna w bezpieczne miejsce i było to dla niego ważniejsze, niż zemsta na napotkanej przypadkiem Layli.

Lauryn po powrocie do holdu poznała smutny los Prima - okazało się, że wizja sprzed dwóch sesji była prawdziwa. Upiła się z jego bratem (Mickey, również driver) a potem udała się dostarczyć pewną przesyłkę - w rezultacie (jak to nazwać?) wplątała się w małą orgię z grupą kultystów (speszony rzut na "costom move", na dodatek - speszony rzut na "sex move"). Teraz będzie musiała udowodnić im, że nie jest ich własnością - to może być dość ciekawe!

Ostatnią sceną był chyba TiM węszący po holdzie w poszukiwaniu informacji na temat tego, kto stał za egzekucją na Primie. Połowiczny sukces - udało mu się znaleźć sprawców, ale zainteresowali się nim. Przekonał ich, że chce ich wynająć (zlecenie na McKenziego) - w zamian musiał obiecać, że wystawi im Lauryn. Oczywiście TiM jest sprytny i tak naprawdę postanowił napuścić ich na McKenziego, a jego ostrzec.

(edit) O, przepraszam - ostatnią sceną był McKenzie, powstrzymujący Fostera przed publiczną egzekucją na Dorku.

Przemyślenia i inne blabla:
    • Na początek to, co było dla mnie całkowitym zaskoczeniem - żaden z NPCów nie zginął, choć pod koniec ostatniej sesji zapowiadało się na coś zupełnie innego (chodzą słuchy, że niejaki McKenzie ma nawet krótką listę osób do likwidacji). Co chyba świadczy o tym, że dobrze wypełniłam swoją rolę.
    • Obiektywność narracji - jak do cholery to osiągnąć? Mam na myśli coś w rodzaju "złotego środka" pomiędzy opisywaniem, jakie emocje władają postacią, z jej perspektywy - a suchym i konkretnym zdaniem relacji. Szukam tej granicy, po której mogę jeszcze bezpiecznie lawirować i nie przekraczając jej, jednocześnie opowiadać trochę "z wnętrza głowy" postaci.
    • Fabuła. Pojawiło się trochę odpowiedzi, oraz nowe pytania - często zamiast owych odpowiedzi. Mam wrażenie, że fabuła w dużej części niejako sama się napędza. Powstają nowe zagrożenia, może nawet nowe fronty. Jednocześnie, w żaden sposób nie jestem w stanie przewidzieć, jak to się wszystko skończy. Gram, żeby się dowiedzieć - o to przecież chodzi.
    • "Custom moves" zadziałały całkiem dobrze - użyłam 3 z 4, które miałam przygotowane. Wniosły sporo urozmaicenia, zwłaszcza dla mnie.
    • Rozpisałam kilka "overall countdowns" dla frontów. Dochodzę jednak do wniosku, że są mało ciekawe i muszę to zrobić jeszcze raz.
    • Muszę nauczyć graczy większej dyscypliny, zdecydowanie. Powiedziałam im - "pauza w grze, dogadajcie się między sobą, jako gracze a nie postacie, kogo zostawiacie na górze, przynajmniej jedną osobę, chyba że chcecie zostawić pojazdy itd. nie pilnowane". Zajęło im to chyba z 15-20 minut, no i oczywiście próbowali to zrobić in-character.
    • Muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka. Odpowiednia - pomaga mi się skupić. Przy nieodpowiedniej, rozpraszającej - nie potrafię złożyć sensownego zdania. 
    • Mówię jak nid, do cholery! Chyba mój pokój nasiąkł jakoś, myślnia i te sprawy. Nawet stoję / łażę / siadam w tym samym miejscu... Nie mówię, że to źle. Jednak jest to dziwne.
    • Z kategorii - kolejne największe zaskoczenie. Gracz zadał mi pytanie, na które nie byłam przygotowana, i na które nie znałam odpowiedzi. Konkretnie - korul spytał Blueprinta:  "czy Aya i Layla to ta sama osoba"? Okazało się, że odpowiedź brzmi " i tak, i nie". Skąd do cholery ja mam wiedzieć, co to znaczy? ;)
    • Fuckery - oj, tak. W przypadku postaci Lauryn to były podbicia w stylu - widziałaś, co się dzieje / stanie z Primem, ale mu nie pomogłaś. Ciekawe, czy jego brat się domyśla...?  TiM - zaginiona żona i zagadka - co się z nią tak naprawdę stało i dlaczego Blueprint pytał, ile TiM jest w stanie za nią oddać? McKenzie - lekkie póki co podbicie dotyczące rodziny. (edit) Dlaczego nazwałam je lekkim? Planowałam więcej, ale wolę badać granice, manewrować.
    • Wreszcie udało mi się stworzyć NPCa, który wzbudził sympatię graczy! Cross, młoda dziewczyna, medyk. Tja.
    • Pewnie jeszcze coś tu dopiszę, jak mi się przypomni.

        4 komentarze:

        1. Śmierć jednej córki, ciężką ranę drugiej i stratę domu nazywasz "lekkim podbiciem"? ;)

          OdpowiedzUsuń
        2. A. O. No tak. Rzeczywiście. Ups.

          Jeszcze nie wiesz wszystkiego ;).

          OdpowiedzUsuń
        3. Lepiej uważaj, żeby McKenziemu nie zabierać pochopnie motywacji... ;>

          OdpowiedzUsuń
        4. Daj spokój, chodziło przecież właśnie o nadanie temu wyrazistości! Wiesz, jak szczypta papryki do potrawy.

          OdpowiedzUsuń